POLSKA ROCKUJE!
Translation by Arkadiusz Maniuk
Translation by Arkadiusz Maniuk

Dudley Taft Band w Otwock
Na początek notka od Erica Robertsa, naszego mistrza klawiatury:
"Jedna z moich znajomych (która zwiedziła cały świat i wiedziała, że będę ruszał w trasy bardziej zagraniczne) powiedziała mi około 10 lat temu, że kiedy podróżujesz do interesujących i odległych miejsc zmieniasz się jako osoba. Fizycznie pokonujesz odległość, a w rezultacie czujesz się jak ktoś nowy, powiedziała. Jeździłem w trasy wcześniej do miejsc takich jak Kuwejt czy Kajmany. Ale ta krótka trasa była jak dotąd najbardziej wyjątkową w mojej karierze. Przyjazd do Polski był dla mnie bardzo ważny. W zasadzie zobaczenie tej rozwijającej się kultury, architektury czy odbudowy... było niesamowite! I cóż to była za okazja móc zagrać dla tych cudownych, pięknych i serdecznych ludzi, którzy tworzą jedną z najbardziej reagujących i energetycznych publiczności jakie kiedykolwiek widziałem. Niemcy i Holandia również były niesamowite. Ale skromna Polska poruszyła najczulszą strunę. I nie znalazłbym lepszych ludzi na wspólną trasę... świetny zespół, świetni kompani podróży. Ogromne dzięki dla Dudleya za umożliwienie spełnienia tego snu. A także, wielkie dzięki dla Dudleya i Johna za prowadzenie tego Mercedesa vana po tych szalonych niemieckich autostradach, gdzie średnia prędkość na lewym pasie wynosi 150 mil na godzinę. Nie mogę się doczekać powrotu."
--ERIC ROBERT
Po występach w Holandii i Niemczech następnym dniem był czwartek, 11 września, a mieliśmy przed sobą długą drogę. Nasz koncert w piątek miał odbyć się w mieście Kielce, ale organizatorzy trasy chcieli, żebyśmy zatrzymali się w Warszawie. Miałaby to być 12-godzinna jazda, więc gdybyśmy napotkali jakieś problemy moglibyśmy jechać do późnych godzin rannych. Więc zdecydowaliśmy się dotrzeć do Poznania i zatrzymać się w hotelu, który mieliśmy zarezerwowany w późniejszych dniach tego tygodnia, gdy mieliśmy zagrać w Blue Note. Szczęśliwie nie mieliśmy żadnych problemów przekraczając granicę z Niemcami i w dobrym czasie dotarliśmy do polskiej granicy.
Słyszeliśmy różne sprzeczne historie na temat dróg w Polsce. Niektóre mówiły, że wszystkie drogi w Polsce są marne i żeby uważać na swój sprzęt. Inne natomiast mówiły, że drogi są fantastyczne i że nie ma problemów.
Wjechaliśmy do Polski autostradą A2 i z radością zauważyliśmy, że płatna droga była nowiusieńka!

Gładka jak pupa niemowlaka polska autostrada
Ograniczenie było 140 km/h (około 87 mil/h) i przetarliśmy szlak do Poznania. Dotarliśmy późnym popołudniem, zameldowaliśmy się w hotelu i wyszliśmy do centrum miasta. Wpadliśmy do kantoru i kupiliśmy polską walutę - złote. Jest tam mnóstwo restauracji, sklepów i ulicznych kafejek, więc trochę nam zajęło czasu wybranie gdzie zjeść i znaleźliśmy smaczne pierogi. Przesiąkliśmy atmosferą i starymi budynkami. Większość młodych ludzi mówiła po angielsku, dzięki Bogu. Wszyscy próbowaliśmy się nauczyć trochę polskiego, ale po powtórzeniu jak powiedzieć "proszę" około dziesięciu razy, zapomnieliśmy to kompletnie po pięciu minutach. Hahaha. W końcu nauczyłem się jak powiedzieć "Cześć, jestem Dudley Taft, jestem z Ameryki", ale zajęło mi to kolejne trzy dni ćwiczeń!

Centrum Poznania przy Uniwersytecie
Plac Starego Miasta w Poznaniu

W hotelu w Poznaniu dawali jajecznicę. Ojej, świetnie jest dostać gdzieś jajecznicę na tych europejskich trasach. Północna Europa na ogół serwuje ser, wędlinę (która zwykle jest nierozpoznawalna) oraz pieczywo. Szczęściem jest dostanie jajka na twardo.

Och, śniadanie?!?!
Pojechaliśmy do Kielc, miało to zająć 3,5 godz., a zajęło 5 godzin 20 minut. Drogi na południe od A2 nie są w najlepszym stanie i jest sporo remontów. Sądzę, że za 3-5 lat będą wszędzie lepsze, ponieważ Polska teraz naprawdę się rozwija. Szeroko rozwinięte jest budownictwo i poprawa infrastruktury. Poznań ma nowiutki dworzec kolejowy. W mojej opinii dobrze, że nie przeszli na Euro, chociaż kraj jest w Unii Europejskiej. Wciąż używają tu złotówki i nie są tak zależni od zmiennego kursu Euro, co często jest problemem w wielu krajach europejskich pod finansowymi rządami ekonomii Niemiec czy Francji.
Dotarliśmy do centrum kultury w Kielcach, gdzie był koncert. Nie miałem pojęcia, że zagramy w małym teatrze! Wow. Wielka scena, świetny system nagłośnieniowy, w piwnicy było studio, gdzie nagrywano cały występ. Bądźcie gotowi na nagrania wideo i nagrania na żywo...
Dotarliśmy do centrum kultury w Kielcach, gdzie był koncert. Nie miałem pojęcia, że zagramy w małym teatrze! Wow. Wielka scena, świetny system nagłośnieniowy, w piwnicy było studio, gdzie nagrywano cały występ. Bądźcie gotowi na nagrania wideo i nagrania na żywo...

Zespół gra swój pierwszy występ w Polsce, w Kielcach
Poznaliśmy tu ludzi z grupy Mike'a Onesko i zagraliśmy z nimi wszystkie nasze koncert w Polsce. Okazali się być dobrymi ludźmi - wszyscy z nich, i szybko zaprzyjaźniliśmy się. Gitarzysta solowy, Jay Jesse Johnson, w dodatku mieszka około 45 minut ode mnie w Ohio...
Dogrywaliśmy do perfekcji naszą setlistę w klubach Holandii i teraz ciężka praca się opłaciła. Zamiast grania dwóch 75-minutowych setów mogliśmy zagrać jeden i wybieraliśmy nasze najlepsze rzeczy!
Grywałem już na dużych scenach w różnych innych zespołach w przeszłości: Sweet Water, Second Coming oraz Spike and The Impalers, ale nie zdarzało mi się to w moim solowym zespole. Wiem, jak działać na scenie w większych miejscach, ale nigdy jako frontman. Użyłem całego mojego doświadczenia i zrobiłem co mogłem! Przejście z małych klubów i barów do małych teatrów i scen festiwalowych wprowadza dezorientację. Nie jest się tak blisko siebie i zajmuję chwilę ustawienie odsłuchów, żebyś wszystko słyszał wystarczająco dobrze. Nie można się tego nauczyć wcześniej, po prostu potrzeba doświadczenia. Więc z pewnością nabyliśmy sporo tego doświadczenia w Polsce! Występ w Kielcach odbył się w teatrze na 300 miejsc. Publiczności, zdaje się, spodobał się nasz blues rock. Po odklaskaniu braw na końcu każdej piosenki wpadali w rytmiczne "klap, klap, klap" dopóki nie zaczęliśmy nowej. Fajnie!
Dogrywaliśmy do perfekcji naszą setlistę w klubach Holandii i teraz ciężka praca się opłaciła. Zamiast grania dwóch 75-minutowych setów mogliśmy zagrać jeden i wybieraliśmy nasze najlepsze rzeczy!
Grywałem już na dużych scenach w różnych innych zespołach w przeszłości: Sweet Water, Second Coming oraz Spike and The Impalers, ale nie zdarzało mi się to w moim solowym zespole. Wiem, jak działać na scenie w większych miejscach, ale nigdy jako frontman. Użyłem całego mojego doświadczenia i zrobiłem co mogłem! Przejście z małych klubów i barów do małych teatrów i scen festiwalowych wprowadza dezorientację. Nie jest się tak blisko siebie i zajmuję chwilę ustawienie odsłuchów, żebyś wszystko słyszał wystarczająco dobrze. Nie można się tego nauczyć wcześniej, po prostu potrzeba doświadczenia. Więc z pewnością nabyliśmy sporo tego doświadczenia w Polsce! Występ w Kielcach odbył się w teatrze na 300 miejsc. Publiczności, zdaje się, spodobał się nasz blues rock. Po odklaskaniu braw na końcu każdej piosenki wpadali w rytmiczne "klap, klap, klap" dopóki nie zaczęliśmy nowej. Fajnie!

Tłum robi "klap, klap, klap" czekając aż się nastroję...
Po występie przenieśliśmy się do lobby, dawaliśmy autografy i robiliśmy fotki z fanami. Nasi agenci tutaj, Marika i Andrzej Swat wzięli ze sobą dzieci do pomocy - Dominika, lat 18 oraz Bartosza, lat 20. Nazwaliśmy ich "Swat Team" i zajmowali się naszą sprzedażą podczas, gdy byliśmy na scenie i wspierali nas technicznie.

Zabójczy banner wykonany przez Swat Team
Interesującą rzeczą do odnotowania jest fakt, że średnia wieku polskiej publiczności była młodsza od holenderskiej czy niemieckiej. Regularnie widzieliśmy nastolatki i ludzi koło 20stki. Może tutaj dla tych grup wiekowych amerykański blues jest kulturowo bardziej do przyjęcia?
Po tym występie jechaliśmy 2 godziny do Tarnobrzega, na południowy wschód od Kielc. Mając nasz Garmin GPS jako jedynego przewodnika wjechaliśmy w parę ślepych uliczek w kilku małych miasteczkach, które były totalnie zamknięte na noc. Nienajlepsza to rzecz, jaka może przydarzyć się po koncercie! Dotarliśmy do Tarnobrzega ok. 1 w nocy i padliśmy wykończeni.
Następnego dnia był Satyrblues Festival, główny powód i najważniejszy punkt trasy. Victor Czura prowadzi ten festiwal od 16 lat i to on znalazł nas w internecie. (Dzięki Facebook, Twitter, and Google!)

Dudley & Satyrblues Maestro Victor Czura
He is a crazy energetic guy that made all kinds of interesting preparations for the show with his lovely wife Ewa. He had custom beer bottles made, postage stamps, Jest on zwariowanym, energicznym facetem, który poczynił tyle różnych przygotowań do koncertu wraz ze swoją uroczą żoną Ewą. Zamówił wykonanie specjalnych butelek piwa, znaczków pocztowych, plakatów, gitar wykonanych z roślin, karykatur, itd... Naprawdę mistrzostwo! Poczuliśmy się jak Królowie.

Gitary z kwiatów

Teraz możecie nas, hm, polizać i przykleić...

DrPicie piwa Dudley może spowodować spuchnięcie głowy
Sala widowiskowa była bardzo podobna do tej w Kielcach - mieści może 300-325 ludzi - i była pełna! Victor zorganizował wywiad z dużym polskim miesięcznikiem Gitarzysta, a jego redaktor naczelny siedział w pierwszym rzędzie. Dzięki Krzysztof Inglik za 3 strony materiału!

Magazyn Gitarzysta
Sprzedaliśmy znów mnóstwo płyt po koncercie zarówno młodzieży, jak i dorosłym, przy pomocy chłopaków Swat i wspierającej Satyrblues Kasi Skoczek. Dzięki wszystkim za pomoc!

Nigdy nie jesteś zbyt młody na bluesa!
Po prostu UWIELBIAM ten ZABÓJCZY rysunek Victora Czury!
Afterparty to było coś - był GIGANTYCZNYM stół bankietowy pełen różnego rodzaju interesujących polskich potraw, był też Piotr Restecki, niesamowity polski gitarzysta akustyczny. Próbowaliśmy ulubionych miejscowych drinków, Żubrówkę, a także wiśniówkę. Nie pospaliśmy za bardzo tej nocy.



Satyrbluesowa grupa po bankiecie

Pożegnanie z Satyrbluesem
Następnego dnia spakowaliśmy się i pojechaliśmy do Warszawy, gdzie dostaliśmy trochę potrzebnego nam rockandrolla i daliśmy ubrania do prania. Zobaczyliśmy centrum miasta, zajrzeliśmy do Hard Rock Café oraz zrobiliśmy zakupy w ogromnym centrum handlowym. Jest tyle historii w tych starych miastach - Polska położona jest między Rosją a Niemcami i bywała kluczowym terytorium strategicznym w czasie licznych wojen. Każde miasto czy stary zamek kryje za sobą jakąś historię...


Warszawa nocą
Po zasłużonym odpoczynku przyjechaliśmy do Otwocka (wymawia się ot-vock), na południe od Warszawy na następny koncert i festiwal plenerowy. Trochę byliśmy zmartwieni i zaskoczeni: scena pełna uczniaków śpiewających polskie piosenki i głównie rodziny siedzące na terenie dookoła. Od razu pomyślałem o "Spinal Tap" i zastanawiałem się czy będzie też teatrzyk kukiełkowy...
Jednakowoż tak się NIE zdarzyło i w miarę upływu czasu rodziny się rozeszły i coraz więcej ludzi pojawiło się by obejrzeć koncert główny. Burmistrz Otwocka przyszedł i dał nam wszystkim kubki, t-shirty i ulotki w specjalnych prezentowych torbach, jakbyśmy byli dygnitarzami na wizytacji. Kilku harleyowców zaproponowało nam, że nas wwiozą motocyklami na scenę i znów potraktowano nas po królewsku.

Na scenie w Otwocku
Był to największy koncert trasy jak dotąd - na oko tłum liczył około 1000-1500 ludzi. I widać było, że podobała im się każda minuta. Strzeliłem swoje "Cześć, jestem Dudley Taft z Ameryki" po polsku i myślę, że trafiłem w dziesiątkę.
Tłum na Blues Bazaar w Otwocku

Solówki z "Going Down" w Blue Note

Zabójczy tłum Blue Note w Poznaniu
Zrobiliśmy swoje, a reakcja tłumu była fenomenalna!
Po koncercie posiedzieliśmy z kuzynem dobrej przyjaciółki, Marii Kacprzak, która wyszła za mąż za mojego przyjaciela Davida Goble z Seattle. Marcin posiedział z nami do wczesnych godzin rannych. Sączyliśmy piwo i przeżuwaliśmy tureckie jedzenie. Rozmawialiśmy o historii Poznania.
Zespół był poruszony do głębi gościnnością Polaków oraz ich miłością do amerykańskiego bluesa i bluesrocka. Łatwo było dawać z siebie wszystko na scenie odbierając dobre wibracje od uważnej i energetycznej publiczności. Było nam smutno opuszczać Polskę!
